Asset Publisher
Ku pamięci matek broniących dzieci
Z inicjatywy mieszkańców parafii Hrud, w Leśnictwie Szadek, został ustawiony drewniany krzyż , który ma upamiętniać miejsce i heroizm kobiet broniących swoje dzieci przed przymusowym ochrzczeniem w obrządku prawosławnym.
W ubiegłym roku pisaliśmy o prześladowaniach Unitów, do jakich doszło na terenie naszego Nadleśnictwa --->>> kliknij.
Wtedy to w miejscu pamięci przy pomnikach przyrody "Świętych Dębach" postawiono tablicę informująca o wydarzeniach sprzed lat.
Poniżej znajduje się dokładna bolesna historia walki o wiarę.
W latach 1867-1876 r. prześladowano ludzi za wiarę. Zaczęło się od wyrzucania z cerkwi polskich śpiewów, kazań, organów, świętych obrazów i dzwonów. Lud jednak nie poddawał się. Wybuchały kolejne zamachy na cerkiew, próbowano narzucać nowych proboszczów, wymyślano straszne kary za nieposłuszeństwo. Chłopi wciąż wytrwale bronili cerkwi, jak oka w głowie, straże czuwały dzień i noc. Mieszkańcy nie chcieli narzuconej cerkwi, a do kościoła nie mieli wstępu, więc cierpliwie czekali na odmienienie losu znosząc przy tym przykrości narzucane przez władze.
Pod koniec marca 1876 r. przyszedł rozkaz, aby natychmiast sprowadzono do cerkwi wszystkie dzieci, dotąd jeszcze nie ochrzczone. Mieszkańcy wsi Hrud nie usłuchali rozkazu, byli przy tym gotowi zapłacić życiem. Kobiety początkowo chowały się z dziećmi w kominach i piecach od chleba. Broniły swych dzieci niczym wilczyce opadnięte przez rozjuszone ogary.
Na początku kwietnia 1876 r. rozbrzmiał ostateczny dzwon na trwogę. Matki kierując się sercem pozbierały dzieci i tak jak stały na boso w koszulach zaczęły się wymykać z domów do lasu. Wojsko otoczyło las patrolami, pilnując aby nikt nie wynosił im żywności ze wsi.
Kobiety z dziećmi w lesie spędziły sześć tygodni. Dopiero wtedy wojsko ustąpiło i wymaszerowało z Hruda.
Zwalczyły głód, strach, opuszczenie, zimno i choroby; zwalczyły samą śmierć, ocaliły dzieci i powróciły bohaterskie, święte dusze w domowe progi, do codziennego trudu i do codziennej walki. Jednak wciąż były czujne, spały na strychach, w obórkach i stodołach, w każdej chwili na każdy sygnał były gotowe uciekać ponownie do borów. Chłopi zaś non stop stróżowali po wszystkich drogach.
Parę tygodni później strażnicy porwali dziecko Apolonii Szuckiej 4-letniego Jasia, który został przymusowo ochrzczony w obrządku prawosławnym. Wtedy matka, po strasznych przeżyciach, straciła rozum i nawet kiedy wycieńczony synek wrócił nie przyjęła go do domu. Chłopca zabrał ktoś inny z sąsiadów, jednak po kilku dniach zmarł.
Takich przeżyć mieszkańcy wsi Hrud mieli wiele. Opisał to dokładnie Władysław St. Reymont w książce pt. " Z ziemi chełmskiej".